Najpopularniejszy wodospad w Norwegii-Vøringfossen
- Martyna

- 26 mar
- 3 minut(y) czytania
Jeżeli siedzimy w samochodzie o 5:00 rano to znak, że albo ruszamy na wakacje, albo na jednodniową wycieczkę dalej niż w okolice domu.
Tym razem dotyczyła nas opcja druga, czyli jednodniowa wycieczka daleko od domu, pisząc daleko mam na myśli 5h w jedną stronę. Szalone? W naszym wydaniu już nie tak bardzo.
Kierunek, który wybraliśmy to wodospad Vøringfossen jeden z najpopularniejszych wodospadów w Norwegii, myślę, że jego popularność nie wynika z samego wodospadu, a z jego otoczenia
182 metrowy wodospad spadający z płaskowyżu Hardangervidda do Måbødalen,robi wrażenie nawet na zaprawionych w boju turystów.
Po przejechaniu ponad 370 km dotarliśmy do parkingu przy hotelu Fosseli, parking oraz toalety, które się tam znajdują dostępne są od 1.04 do 31.10 (daty otwarcia i zamknięcia mogą się nieznacznie różnić, ze względu na warunki pogodowe) Zarówno Parking jak i toalety są darmowe.
Z parkingu widać już, spektakularne punkty widokowe, z których możemy podziwiać wodospad i jego otoczenie.
W 2010 roku architekt Carl-Viggo Hølmebakk wygrał konkurs architektoniczny na zagospodarowanie Vøringfossen jako atrakcji turystycznej. Prace nad kładkami, dzięki którym możemy w bezpieczny sposób podziwiać ten cud natury ruszyły w 2015 roku . Budowla została oddana do użytku turystycznego 21 sierpnia 2020
Budowa to spotkała się również z krytyką. Stein Peter Aaasheim norweski podróżnik, pisarz i fotograf na łamach portalu NRK wyraził swoją opinie na temat tej budowy:
„To gwałt na jeden z najpiękniejszych atrakcji przyrodniczych Norwegii”
„Najgorsze traktowanie norweskiej ikony przyrody w historii”
możemy przeczytać na stronie NRK, skąd więc pomysł na budowę kładek i zabezpieczeń ?
Bez wątpienia jednym z powodów było właśnie bezpieczeństwo, źródła podają, że w tym miejscu od 2009 roku trzy osoby straciły życie, po tym jak spadły w dół wodospadu. Ostatni wypadek miał miejsce w 2014 roku i po tej tragedii rozpoczęto rozmowy o zabezpieczeniu terenu wokół wodospadu.
Teraz gdy już bezpiecznie można spacerować, wycieczka z dziećmi w to miejsce to czysta przyjemność.
My mieliśmy to szczęście, że oprócz pięknych widoków, mieliśmy również piękną pogodę.
A nie od dzisiaj wiadomo, że w promieniach słońca wszystko wygląda spektakularnie.
W hotelu znajdującym się przy wodospadzie możemy napić się kawy, zjeść gofra w kawiarni czy zrobić zakupy w sklepie z pamiątkami.
Jest również możliwość zobaczenia wodospadu z bliska, my ze względu na obecność dzieci nie skorzystaliśmy z tej atrakcji, choć bez wątpienia to na pewno cudowne przeżycie, do którego zachęcam.

Gdy już nasyciliśmy się widokami wodospadu, ruszyliśmy w stronę Eidfjord małej wioski położonej nad fjordem Eid
Tam po zaparkowaniu na darmowym parkingu w samym centrum, od razu mogliśmy poczuć wakacyjny klimat tego miejsca. Nie wiem czy to ze względu na pogodę, wodę i wyłaniające się z niej przepiękne góry czy to fala niemieckich turystów, która wylała się z zacumowanego, ogromnego statku wycieczkowego, sprawiły, że nie czuliśmy się jak na jednodniowej wycieczce z której musimy zaraz wracać, a jak prawdziwi turyści w prawdziwie turystycznym miejscu.
Fala tego turystycznego klimatu zaprowadziła nas wprost do jednego z wielu sklepików z pamiątkami i jak na prawdziwych turystów przystało kupiliśmy kilka turystycznych, nikomu nie potrzebnych pamiątek.
Następnie udaliśmy się na spacer po porcie, w którym jak już wspomniałam stał ogromy wycieczkowy statek z niemieckimi turystami.
Droga wzdłuż portu zaprowadziła nas do Parku Ostangen, gdzie oprócz przyjemnych alejek, ławek do odpoczynku, boisko do siatkówki czy miejsce do grillowania, znajduje się również 5 metrowa huśtawka i ramka do robienia zdjęć. Nie byłabym sobą gdybym nie skorzystała z huśtawki w celu zrobienia spektakularnego zdjęcia na Instagram, czy ono jest tak spektakularne jak tego oczekiwałam- nie, ale najważniejsze są wspomnienia zapisane w naszej pamięci, a nie pamięci telefonu.

Zwiedzanie, zwiedzaniem, ale co z jedzeniem. Choć w okolicy portu znaleźliśmy kilka restauracji ostatecznie zdecydowaliśmy się odpalić naszego gazowego, przenośnego grilla i upiec na nim kiełbaski prosto z Polski.
Kiełbasa śląska zawinięta w popularny norweski placek ziemniaczany lompe, to nasza wariacja na temat Polsko-Norweskiej kuchni w plenerze :)

Jeszcze chwila na moczenie nóżek w jednym z mijanych jezior i możemy wracać do domu.
Po dwóch godzinach jazdy powrotnej, gdzie nawigacja wskazywała kolejne trzy godziny przed nami, a dziewczynki dopadła głupawka, Helena skomentowała to słowami:
„Tylko spokój może WAS uratować”
i tak też było, dziewczyny zasnęły w samochodzie 30 minut przed dojazdem do domu.






















Komentarze